wtorek, 10 grudnia 2019

Rozdział III (Franek Nowaczyk)


 „Kryjówka”
Po strzelaninie w supermarkecie Ricardo był wściekły na siebie, że nie zdołał złapać gangu i trudno było mu się dziwić. W końcu najlepsza i być może jedyna okazja na złapanie Gangu Kocic po prostu przepadła. Kiedy Ricardo był już bliski załamania, nagle przypomniał sobie, że zostawił lokalizator w kurtce Christiana, przyjaciela Mohambiego. Szybko sprawdził, czy nadal działa i, ku jego wielkiej radości, lokalizator działał bez zarzutu. 
Agent P wrócił pod bar i zobaczył, że Christian i Mohambi zaczęli się szykować do wyjścia. Czym prędzej schował się za śmietnikiem i zauważył, że koledzy się rozstali i każdy poszedł w swoją stronę. Christian poszedł w dół ulicy, a za nim podążył Ricardo w wystarczającej odległości, aby go nie rozpoznano.
         Przez dłuższy czas Christian maszerował prosto, bez skręcania, tak jakby chciał wyjść z miasta. Agent P cały czas podążał za nim i modlił się w duchu, żeby ten nie wsiadł do jakiegoś pojazdu, bo motorower agenta został pod barem. Gdyby musiał po niego wrócić, Christian mógłby się zorientować, że ma lokalizator w kurtce, a wtedy byłoby naprawdę kiepsko. Nagle, po dłuższym spacerze główną ulicą Grim Street Christian skręcił w boczną uliczkę, która bardziej przypominała zaułek niż ulicę. Było tam mnóstwo kontenerów na śmieci, miauczących kotów, cegieł, a nawet części samochodowych, ponieważ w takich miejscach często zostawia się stare, niepotrzebne części, których nie da się sprzedać na złomowisku czy w warsztacie. 
    Jednak, kiedy Ricardo skręcił w ten zaułek, po Christianie nie było śladu. Zdezorientowany Agent P zastanawiał się, jakim cudem śledzony obiekt znikł. Nie mógł przejść przez ogrodzenie, bo było zbyt wysokie, a w żadnym kontenerze się nie ukrył. Nagle Ricardo usłyszał jakiś dźwięk, tak jakby ktoś rozmawiał. Zaczął szukać źródła hałasu, a im bliżej był ogrodzenia, tym dźwięk stawał się głośniejszy. Po chwili dźwięk był już wyraźny, dobiegał zza maski samochodowej opartej o mur budynku będącego kiedyś hotelem. Ricardo odsunął maskę. Okazało się, że zasłania tajne wejście do budynku. Agent P bez chwili zastanowienia wszedł do dziury.
            Przejście było bardzo wąskie, dlatego Ricardo musiał się czołgać. Jednak im dalej się przemieszczał, tym wyraźniej słyszał czyjąś rozmowę. Po dłuższej chwili doszedł do końca tunelu. Ostrożnie z niego wyjrzał i zobaczył Christiana. Ale nie tylko jego. W pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo innych osób, w tym kobiety z Gangu Kocic. Ricardo domyślił się, że trafił na spotkanie gangu motocyklistów. Akurat wszyscy rozmawiali o napadzie na supermarket.
- Dobra robota, dziewczyny. Świetnie się spisałyście. W torbie z napadu mamy łącznie 1,5 miliona dolarów. Nie rozumiem tylko, dlaczego zaczekałyście, aż przyjedzie policja i zaczęłyście do wszystkich strzelać? – zapytał mężczyzna cały ubrany na czarno.
- Ponieważ te kasjerki z supermarketu zwlekały się z oddawaniem pieniędzy, a kiedy skończyły, usłyszałyśmy policję i nie miałyśmy wyboru. Musiałyśmy uprzedzić atak i wykorzystać najlepszy moment na ucieczkę. – odpowiedziała kobieta ubrana w różową bluzę.
- Mimo wszystko naraziłyście się na niepowodzenie i na złapanie. W następnych akcjach musicie wszyscy o tym pamiętać. – przestrzegł wszystkich ubrany na czarno mężczyzna.
- A gdzie robimy następną zadymę? – zapytał chłopak w zielonej bluzie z kapturem.
- Moglibyśmy okraść ten bar na ulicy, na której jest supermarket. – zasugerowała dziewczyna ubrana w granatową koszulkę.
- Niezły pomysł, ale ja widzę jeden problem każdej akcji – wtrącił się Christian.
- Jaki problem? – zapytał go ubrany na czarno mężczyzna.
- Widzisz, Hunter, za każdym razem, kiedy przeprowadzamy jakąś akcję, na miejscu zdarzenia widzę tę samą postać. To miejscowy bibliotekarz. W dodatku to ojciec mojego kolegi. Gdy byłem u niego, w gabinecie jego taty widziałem mnóstwo gazet z artykułami z naszym udziałem.
- Może on po prostu się tym interesuje w wolnym czasie? – zastanawiał się Hunter.
- Odbierajcie to jak chcecie, ale dla mnie to trochę podejrzane – stwierdził Christian.
- Dobrze, teraz jedziemy do mojej willi, aby tam podzielić nasz łup – zarządził Hunter.
Ricardo, gdy zorientował się, że gang zamierza opuścić kryjówkę, zaczął
w pośpiechu wycofywać się w kierunku wyjścia. Niestety, pech chciał, że musiał przeczołgać się tyłem i nie zauważył stojących przy wyjściu puszek po piwie, które potrącił przy wychodzeniu. Narobił strasznego hałasu, który zwrócił uwagę gangu.
- Ej, słyszeliście ten hałas? – zauważył Christian.
- Ktoś nas podsłuchiwał! – zawołała dziewczyna w granatowej koszulce.
- To był szpieg! On nas śledził! Brać go!!! – wrzasnął Hunter.
Agent P zaczął uciekać w popłochu. Gdy wybiegł z zaułku, zorientował się, że z przejścia wychodzą członkowie gangu, którzy natychmiast zaczęli go gonić. Ricardo zauważył nocny autobus, który akurat wjeżdżał na przystanek i niewiele myśląc przebiegł przez ulicę i wsiadł. Ze środka pojazdu zobaczył, że ludzie z gangu zostali na zewnątrz, ponieważ autobus natychmiast ruszył. Agent P odetchnął z ulgą.

środa, 4 grudnia 2019

Rozdiał II (Joanna Wolniewicz)


Strzelanina w supermarkecie 

Agent P., gdy wyszedł z domu, a była już 22:32, od razu zaczął myśleć, jak rozbić gang motocyklowy. Wiedział, że nie będzie to takie proste, bo w tworzą go tak naprawdę dwa gangi. Jeden składa się z 3 kobiet i nazywa się “GANG KOCIC”. Jest on bardzo niebezpieczny, ponieważ kobiety są dobrze wyposażone w broń, z której potrafią strzelać, natomiast drugi  gang składa się z 32 mężczyzn i nazywa się “GANG SERPEN”. Handlują oni narkotykami już przez 12 lat i nikt do tej pory jeszcze ich nie złapał.
          Policja od wielu lat chce rozbić ten gang, lecz im się nie udaje - ani za handel narkotykami, ani za rozróby w Old Yorku nigdy nie odpowiadali. Agent P. opracował własny plan. Gdy jechał na swoim motorowerze, był bardzo podekscytowany i skoncentrowany na tym, aby dopracować pomysł w najdrobniejszych szczegółach. Marzył, żeby wszystko się udało.  Wymyślił, że włoży lokalizator do kurtki kolegi Mohambiego, który należy do Gangu Serpen. Dzięki temu będzie mógł go szybko namierzać. 
Gdy Mohambi spotkał się z kolegą Christianem w barze na ulicy Spring Ave, usiedli przy stole niedaleko wejścia. Stół był okrągły, a na nim stał mały wazonik z czerwonym kwiatem. Młodzi mężczyźni zamówili sobie po kawałku ciasta i kuflu piwa. Rozmawiali o kobietach z Kociego Gangu. Agent P., kiedy chłopaki usiedli, szybko podbiegł do kurtki Christiana i przyczepił lokalizator. Niestety nie słyszał, o czym rozmawiali. Czekał pod barem dwa godziny, a potem zobaczył coś, czego się w ogóle  nie spodziewał. Przyszedł Gang Kocic. Niby na pierwszy rzut oka to zwykłe kobiety, które nie dają po sobie poznać, że są przestępczyniami. Były schludnie ubrane i zadbane. 
Po chwili kobiety wybiegły z baru i pobiegły do supermarketu znajdującego się obok. Tam zaczęły krzyczeć:
- Na podłogę wszyscy! Nikt się nie rusza, bo inaczej zostanie zabity. 
     Ludzie nie wiedzieli, co się dzieje, zaczęli panikować i kłaść się na podłogę, niektórzy nawet zaczęli się chować pomiędzy półkami. Kobiety podbiegły do kas i zaczęły znowu krzyczeć, jeszcze głośniej niż wtedy: 
- Wszyscy otwierają kasy i wyciągają pieniądze!
  Wszyscy byli przerażeni, że zaraz zostaną zabici. Agent P. bez chwili zastanowienia zadzwonił po policję:
- Gang Kocic właśnie napadł na supermarket obok baru na ulicy Spring Ave! W środku jest bardzo dużo osób. Jak najszybciej przyjeżdżajcie! - podekscytowany krzyczał do słuchawki.
Po 5 minutach przyjechała policja. Weszli do środka, ale Gangu już nie było. Jednak po chwili wydarzyła się rzecz niesłychana. Gdy policjanci weszli do środka budynku, Koci Gang wyszedł z ukrycia i zaczął strzelać do wszystkich. Było wielu rannych i dużo krwi. Zrobiło się potworne zamieszanie, które wykorzystały kobiety. Policja nie zamknęła drzwi na zapleczu i tamtędy uciekły. 

poniedziałek, 25 listopada 2019

Rozdział I (Bartosz Paterski)


Old York

               Na ulicach Old Yorku było pełno ludzi, a drogi były zakorkowane, zresztą jak każdego poranka w centrum miasta. Każdy pędził w swoją stronę, ci starsi do pracy, a ci trochę młodsi do szkoły czy na uczelnię. Spieszyli się, jakby myśleli, że im szybciej dotrą na miejsce, tym szybciej będą mogli wrócić do domu.
              Wśród tego wielkomiejskiego zgiełku do pracy zmierzał Ricardo Popidone, pół Włoch - pół Amerykanin. Jego ojciec był Włochem, a matka Amerykanką. Ricardo był szczupłym mężczyzną, miał czarne włosy i ciemne oczy. Miał około 185 centymetrów wzrostu i krótko przystrzyżony zarost. Był czterdziestoletnim rozwodnikiem z piątką dzieci. Najstarszy syn, Mohambi, niecałe dwa miesiące temu skończył 19 lat. Nieco młodsze były bliźniaki. Conanek i Celina mieli 16 lat. Kolejnym synem był siedmioletni Marcel. Najmłodsza zaś była sześcioletnia Lenka. Ricardo rozwiódł się z żoną, ponieważ była uzależniona od alkoholu. Teraz jego ex-żona siedziała w więzieniu, ponieważ kilka dni po rozprawie rozwodowej wsiadła pijana za kierownicę i zabiła człowieka. Sąd skazał ją na 25 lat więzienia i odebrał jej prawa rodzicielskie w obawie, że gdy wyjdzie na przepustkę, zacznie pić i może coś zrobić dzieciom.
              Wracając do Ricardo. Był on dyrektorem biblioteki miejskiej. Ludzie uważali go za dziwaka. Może dlatego, że bardzo emocjonalnie wypowiadał się na każdy temat, przy czym bardzo gestykulował lub też dlatego, że mógł cały dzień przeżyć na czarnej kawie, a może dlatego, że jego zwierzątkiem domowym był renifer Alvaro, który też nie był całkowicie normalny, ponieważ miał wąs. Kolejnym powodem jego dziwactwa mógłby być fakt, że nocą jest on Agentem P. Mógłby, ale nie jest, ponieważ działa wtedy pod przykrywką. Nikt, nawet jego najbliżsi, nie wiedzieli o jego nocnym zajęciu. Agent P zajmował się rozwiązywaniem różnych spraw. W pewnym sensie był bohaterem. Czynił wiele dobra, a nikt nie wiedział, kto to wszystko robi.
              Tego dnia Ricardo był bardzo niecierpliwy. Dziś w nocy miał rozbić gang motocyklistów zajmujący się handlem narkotykami. W bibliotece dzień był bardzo spokojny, nic się nie działo, a przez to czas bardzo mu się dłużył. Gdy na zegarze wybiła czwarta po południu, zakluczył swoje biuro i skierował się w stronę domu. Mieszkał on na najwyższym piętrze apartamentowca w centrum miasta, który znajdował się zaledwie 200 metrów od biblioteki. Jego mieszkanie było bardzo przestronne, miało ponad 200 metrów kwadratowych. Było tam 7 sypialni, kuchnia, salon i dwie łazienki. Mieszkanie miało również taras na dachu tego 32 - piętrowego budynku. Na tarasie mieszkał renifer Alvaro. Był tam też stół i krzesła oraz duży grill gazowy. Ricardo dostał go w prezencie od dzieci na swoje 40. urodziny, ponieważ w wolnym czasie uwielbiał gotować.
              Gdy wrócił do domu, obiad już na niego czekał, bo w ostatnim czasie Celina zaraziła się pasją ojca i postanowiła, że gdy będzie miała czas, będzie przygotowywała obiady dla całej rodziny. W domu byli już wszyscy, nawet Mohambi, który w ostatnim czasie zaczął coraz częściej wracać do domu bardzo późno. Ricardo nie pytał się go, dlaczego wraca do domu późną porą, w końcu syn był już dorosły i mógł robić co chce. Mohambi rzadko był w domu, częściej spędzał dnie i czasami też noce na mieście lub u kolegów. Gdy już był w domu, niezbyt często rozmawiał z ojcem. Najczęściej siedział przed komputerem albo z kimś rozmawiał przez telefon.
              Po obiedzie Ricardo porozmawiał chwilę z dziećmi, a potem poszedł do swojego pokoju, aby przygotować się do nocnej akcji rozbicia gangu. Co jakiś czas Agent P spoglądał na zegar. Gdy wybiła 22:30, powiedział Conankowi i Celinie, że musi wyjść. Mohambi był gdzieś ze znajomymi, a Marcel i Lenka już spali.