poniedziałek, 25 listopada 2019

Rozdział I (Bartosz Paterski)


Old York

               Na ulicach Old Yorku było pełno ludzi, a drogi były zakorkowane, zresztą jak każdego poranka w centrum miasta. Każdy pędził w swoją stronę, ci starsi do pracy, a ci trochę młodsi do szkoły czy na uczelnię. Spieszyli się, jakby myśleli, że im szybciej dotrą na miejsce, tym szybciej będą mogli wrócić do domu.
              Wśród tego wielkomiejskiego zgiełku do pracy zmierzał Ricardo Popidone, pół Włoch - pół Amerykanin. Jego ojciec był Włochem, a matka Amerykanką. Ricardo był szczupłym mężczyzną, miał czarne włosy i ciemne oczy. Miał około 185 centymetrów wzrostu i krótko przystrzyżony zarost. Był czterdziestoletnim rozwodnikiem z piątką dzieci. Najstarszy syn, Mohambi, niecałe dwa miesiące temu skończył 19 lat. Nieco młodsze były bliźniaki. Conanek i Celina mieli 16 lat. Kolejnym synem był siedmioletni Marcel. Najmłodsza zaś była sześcioletnia Lenka. Ricardo rozwiódł się z żoną, ponieważ była uzależniona od alkoholu. Teraz jego ex-żona siedziała w więzieniu, ponieważ kilka dni po rozprawie rozwodowej wsiadła pijana za kierownicę i zabiła człowieka. Sąd skazał ją na 25 lat więzienia i odebrał jej prawa rodzicielskie w obawie, że gdy wyjdzie na przepustkę, zacznie pić i może coś zrobić dzieciom.
              Wracając do Ricardo. Był on dyrektorem biblioteki miejskiej. Ludzie uważali go za dziwaka. Może dlatego, że bardzo emocjonalnie wypowiadał się na każdy temat, przy czym bardzo gestykulował lub też dlatego, że mógł cały dzień przeżyć na czarnej kawie, a może dlatego, że jego zwierzątkiem domowym był renifer Alvaro, który też nie był całkowicie normalny, ponieważ miał wąs. Kolejnym powodem jego dziwactwa mógłby być fakt, że nocą jest on Agentem P. Mógłby, ale nie jest, ponieważ działa wtedy pod przykrywką. Nikt, nawet jego najbliżsi, nie wiedzieli o jego nocnym zajęciu. Agent P zajmował się rozwiązywaniem różnych spraw. W pewnym sensie był bohaterem. Czynił wiele dobra, a nikt nie wiedział, kto to wszystko robi.
              Tego dnia Ricardo był bardzo niecierpliwy. Dziś w nocy miał rozbić gang motocyklistów zajmujący się handlem narkotykami. W bibliotece dzień był bardzo spokojny, nic się nie działo, a przez to czas bardzo mu się dłużył. Gdy na zegarze wybiła czwarta po południu, zakluczył swoje biuro i skierował się w stronę domu. Mieszkał on na najwyższym piętrze apartamentowca w centrum miasta, który znajdował się zaledwie 200 metrów od biblioteki. Jego mieszkanie było bardzo przestronne, miało ponad 200 metrów kwadratowych. Było tam 7 sypialni, kuchnia, salon i dwie łazienki. Mieszkanie miało również taras na dachu tego 32 - piętrowego budynku. Na tarasie mieszkał renifer Alvaro. Był tam też stół i krzesła oraz duży grill gazowy. Ricardo dostał go w prezencie od dzieci na swoje 40. urodziny, ponieważ w wolnym czasie uwielbiał gotować.
              Gdy wrócił do domu, obiad już na niego czekał, bo w ostatnim czasie Celina zaraziła się pasją ojca i postanowiła, że gdy będzie miała czas, będzie przygotowywała obiady dla całej rodziny. W domu byli już wszyscy, nawet Mohambi, który w ostatnim czasie zaczął coraz częściej wracać do domu bardzo późno. Ricardo nie pytał się go, dlaczego wraca do domu późną porą, w końcu syn był już dorosły i mógł robić co chce. Mohambi rzadko był w domu, częściej spędzał dnie i czasami też noce na mieście lub u kolegów. Gdy już był w domu, niezbyt często rozmawiał z ojcem. Najczęściej siedział przed komputerem albo z kimś rozmawiał przez telefon.
              Po obiedzie Ricardo porozmawiał chwilę z dziećmi, a potem poszedł do swojego pokoju, aby przygotować się do nocnej akcji rozbicia gangu. Co jakiś czas Agent P spoglądał na zegar. Gdy wybiła 22:30, powiedział Conankowi i Celinie, że musi wyjść. Mohambi był gdzieś ze znajomymi, a Marcel i Lenka już spali.