środa, 26 lutego 2020

Rozdział VIII (Marcin Jesionowski)


     Zaspany spojrzał na telefon, zdołał dostrzec, że wreszcie ktoś do niego napisał. Wiadomość była wysłana z nieznanego numeru. Podano tylko adres i datę - ulica Cedrowa dzisiaj o osiemnastej piętnaście. Ricardo miał przyjść oczywiście sam. Pomyślał, że to, co się dzieje, przypomina scenariusz filmu sensacyjnego. Informacja, którą uzyskał, wykluczała współpracę z policją. Ricardo był pewny, że nie zrobi niczego, co naraziłoby jego dzieci na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Adres, który był w przesłanej wiadomości, sugerował, że miejsce spotkania będzie w okolicy parku. Ricardo poczuł się zaniepokojony, gdyż park był generalnie nieoświetlony i ostatnio dość mocno zarośnięty. W parku sporo było starych drzew, wieczorem było tam dość niebezpiecznie. Jednak myśl o odzyskaniu dzieci dodała Ricardo odwagi.
    Szybko ubrał ciepłą kurtkę, wieczorem mogło być chłodno. Miał jeszcze trochę czasu, ale postanowił pójść wcześniej, żeby się trochę rozejrzeć. Może zapamięta jakieś szczegóły, które będą istotne dla sprawy uwolnienia dzieci. Park był nieopodal, wystarczyło dwadzieścia minut i był już na miejscu. Kiedyś lubił przychodzić do parku w letnie wieczory. Pomyślał, że było to tak dawno, że już prawie zapomniał, jakie to było przyjemne. Czuł wtedy zapachy niedawno rozkwitłych roślin, zapach skoszonej trawy i świeżość powietrza, które muskało mu delikatnie twarz. Ale teraz nie był czas na przemyślenia, teraz trzeba było działać.
    Od pewnego czasu miał dziwne poczucie, że ktoś go obserwuje. Nie pomylił się. Podszedł do niego mężczyzna, wyglądający na jakieś czterdzieści lat. Mimo podekscytowania starał się trzymać nerwy na wodzy i nie zrobić niczego nieoczekiwanego, żeby nie spłoszyć mężczyzny, który był w końcu jedynym ogniwem, które mogło go połączyć z dziećmi. Mężczyzna skinął ręką, wskazując kierunek i zaprowadził go do samochodu. Po krótkiej podróży za miasto wysiedli na parkingu przed wyglądającym na opuszczony budynkiem. Obok głównych drzwi znajdowała się klawiatura do wbicia kodu. Mężczyzna wbił kombinację cyfr. Budynek okazał się opuszczonym laboratorium chemicznym. Było one wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt laboratoryjny. Ricardo nie dowiedział się jednak, czym zajmuje się laboratorium i jakie wykonuje badania. Zobaczył też pracowników stojących przy sprzętach i zajmujących się pilnie różnymi badaniami. Ricardo z ciekawością zaczął przyglądać się jednemu z pracowników ubranemu w biały kombinezon, okulary ochronne i jednorazowe rękawice, który z uwagą wlewał niebieską substancję do zlewki. Po wlaniu z naczynia zaczął wydobywać się gęsty biały dym.
       Nagle ktoś poklepał go po ramieniu…….

poniedziałek, 10 lutego 2020

Rozdział VII (Natalia Michalak)


“Porwanie”

Tej nocy było bardzo jasno, ponieważ była pełnia. Księżyc oświetlał całe miasto wraz z barem, który właśnie miał zostać obrabowany. Ricardo stał w ukryciu sparaliżowany i patrzył, jak gang w pośpiechu okrada lokal, niszcząc wszystko, co się tam znajduje. Pierwszy raz nie był pewien, co ma zrobić, pomimo wcześniej ustalonego planu, ponieważ chodziło tu o życie jego syna. Wiedział, że jeżeli zacznie działać, to bandyci będą w 100% pewni, że Mohambi jest jego informatorem.
            Mężczyzna postanowił napisać do syna wiadomość o tym, że ich plan się nie powiódł, dlatego iż nie chciał go narażać na takie niebezpieczeństwo. Dobrze wiedział, że chłopak jest sprytny i uda mu się niezauważalnie odczytać informacje.
            Alarm ucichł, a gang wsiadł na motocykle i odjechał tak szybko, jak się pojawił. Pozostawił po sobie wybite szyby, nieład oraz trochę pieniędzy, których nie udało im się zabrać. Nastała cisza, jednak nie trwała ona zbyt długo, ponieważ rozległ się dźwięk syren policyjnych, który z każdą chwilą był coraz głośniejszy. Najwyraźniej ktoś musiał powiadomić policję, ale i tak było już za późno. Gang po raz kolejny dostał to, czego chciał bez żadnych konsekwencji. Agent stał jeszcze przez chwilę, przyglądając się, jak policja zabezpiecza miejsce przestępstwa. Czuł się tak bezsilnie i bezradnie z myślą, że pozwolił, aby bandyci po raz kolejny dopięli swego.
            Po powrocie do domu mężczyzna marzył tylko o tym, aby zasnąć i zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszej nocy. Natłok myśli jednak nie dawał mu spokoju. Cały czas w głowie przewijało mu się kilka pytań. Co by się stało, gdyby zareagował i właściwie wykonał ustalony plan? Czy udałoby się zatrzymać ten i resztę napadów? Jak poradził sobie Muhambi i czy wszystko z nim dobrze? Ricardo postanowił odgonić dręczące go myśli w tym samym momencie przypominając sobie, że nie dał całusów na dobranoc dzieciom, jak to zawsze miał w zwyczaju.
Udał się najpierw do pokoju Lenki, jednak ku jego zdziwieniu łóżko dziewczynki było puste. Ricardo zaczął się trochę niepokoić, dlatego szybko pobiegł do kolejnego pokoju, do siedmioletniego Marcela, tam również nie było żywej duszy. Tak samo było z pokojami bliźniaków. W tym momencie mężczyzna wpadł w straszną panikę. Zaczął biegać po całym domu w poszukiwaniu swoich dzieci, zaglądając z nadzieją nawet do najmniejszych zakamarków, jednak nigdzie ich nie było. Załamany ponownie wrócił do salonu i siadając na kanapie zauważył kartkę leżącą na stoliku. Widniała na niej wiadomość “Mamy twoje dzieci. Nie dzwoń na policję ani nikomu nie mów. Nie próbuj żadnych sztuczek. Kolejną informację otrzymasz niebawem.”
Agent P. po raz kolejny tej nocy czuł się bezsilny i bezradny, jednakże tym razem nie miał żadnego planu. Postanowił więc napisać do syna krótką wiadomość, w której prosił go o szybki kontakt. 
Mijały godziny, a Ricardo nie otrzymał żadnej wiadomości ani od bandytów, ani od syna. Oczekiwanie oraz ogromny stres, jaki przeżył tej nocy, bardzo go znużyły, dlatego zasnął, nie wiedząc nawet kiedy. Z głębokiego snu, podczas którego przyśnił mu się okropny koszmar związany z całą zaistniałą sytuacją, zbudził go dźwięk długo wyczekiwanej wiadomości na telefon...